poniedziałek, 29 lipca 2013

Gołębie.


Czytałam ostatnio pewne opowiadanie. Przez 3/4 myślałam, że laska, która była malarką, nie ma gołębi. Popełniła samobója normalnie, bo krytyk stwierdził, że nie ma gołębi! Poruszyło to moje synapsy, aż się zgrzałam. Jakie kurna gołębie? Gdzie?
Dopiero gdy się w poczekalni u nogologa*, gdzie czytałam, zrobiło ciszej, dojrzałam, że tam faktycznie wcale nie ma gołębi!
To była głębia.

* nogolog - lekarz od nóg i innych kończyn.

Spontaniczny spontan i wieczorne ablucje.

Miniony weekend zapowiadał się pod znakiem zapytania.  Moja własna, prywatna Lepsza Połówka spodziewała się, co miesięcznej wizyty cioci z Ameryki, która uniemożliwiała nam spontaniczne harce. To już napawało mnie niechęcią. Do całego tego głupiego upału i rubasznych kąpieli w publicznych przybytkach też.
Ale nie taki diabeł straszny. Jakoś amerykańska ciotka nie była taka upierdliwa jak zawsze. A i kolejne zdarzenie przyczyniło się do szybkiego zwrotu i wartkiej akcji.  Wypad nad wodę nie wchodził w grę, gdyż ciotka była łaskawa, ale jednak była. Szwagrowe latorośle zjawiły się na teściowiźnie jak grom z jasnego nieba, więc nici z ciszy, spokoju i sobotniej laby.
A człowiek spracowany po ciężkiej robocie w kamieniołomach gdzie w stołówce jedzie zapoconymi klapkami…
Lepsza Połówka, uświadomiła mi, że dawno nie byłyśmy w Częstochowie, więc czemu nie. Wsiadłyśmy w samochód i wiooooo! Pognałyśmy 83 kucami mechanicznymi. Z arbuzem w pojemniczku! W końcu aktywny wypoczynek jest najefektywniejszym wypoczynkiem. Ponieważ Lepsza Połówka ma sporą wyobraźnię, oj czasem jej zazdroszczę, w drodze uznała, ze do Krakowa jest już nie daleko, a z Krakowa do Zakopanego jeszcze bliżej! Stanęłyśmy w miejscowym markiecie, nabywając bułki i padlinkę. Uszykowałam spontanicznie kanapeczki, które robiły za obiad i kolację. Swoją drogą, ekonomiczne menu! I tak zmieniłyśmy azymut na górę Żar, gdzie Lepsza Połówka była na wyciecze szkolnej, jako niewinne jeszcze wtedy dziewczęcie. Po drodze mijałyśmy maluteńką rzeczkę o urokliwej nazwie: ULGA MACOCHOY! Ale ktoś miał wygar nazywając ją. I nasuwa się pytanie, co z Macochą właściwą?? Jakie udręki ją nachodziły??
Widok z góry był przepiękny. Na pewno za sprawą jeziórek, które przyciągały wzrok i nawoływały niczym syreny marynarzy: chodź do mnie, wskocz, jestem taką miłą wodą, schłodzę cię i dam Ci rozkosz. No niestety, rozkoszy nie było. Ale miło było na nie popatrzeć. O i kolejką dostałyśmy się na samą górę! Lubimy kolejki!  To było doznanie, które pobudziło nasze zmysły. Zwłaszcza węchowe. W porze letniej, bowiem, trendy jest taki zapach. Mówię na niego El Lujjo. Nie wiem tylko, którego kreatora mody.. bo 80% gachów go używa.
Zdjęcie pożyczone

W drodze powrotnej, bez większych sensacji. Za to w dzień, który dekalog opisuje, jako ten, który się powinno święcić udałyśmy się na publiczne kąpielisko. Kupa wieśniaków umysłowych, piwożłopów, seniorów i matkoojców z udrękami, zwanymi ich dziećmi robiło sztuczny tłok, hałas i harmider.
Oj tak, dzieci to my nie lubimy. Jakoś nie możemy się przełamać. Ale to inna historyja.
Było porno i duszno.
Jednocześnie.
Strasznie.
Zaś wieczorkiem, kiedy mogłybyśmy sobie zaparzyć potencjalnego Earl grey-a, tym razem ja wykazałam się niebanalnością. Nasze spocone ciała powoli zaczęły przyciągać wszelkie robactwo latające, pełzające i biegające. Zabrałyśmy ręczniczki, tylko ręczniczki i szybciusieńko pojechałyśmy na publiczne kąpielisko,
a co! Nic tak nie nakręca do życia, jak chłodna kąpiel w upalny dzień! Wieczorna kąpiel! Szkoda, że po niej, trzeba było dokonać ablucji właściwych w domowym zaciszu, a nie wbiec od razu do łóżeczka…



piątek, 26 lipca 2013

Zemsta NFZ czyli chora nieboszczka i jabłka.

Ostatnimi czasy, ponieważ mam mnóstwo wolnego czasu, wyręczam matule w zakupach i lustruje miasto. Dzisiaj w celu kupienia odpowiednich kartofli, udałam się na rynek. A że piątek, święto dyszla, ludzi było co nie miara. Starsze panie ze swoimi partnerami życiowymi przewijały się szamocąc,błądząc i szturchając mnie. Gdy się dostałam do stoiska z upragnionymi kartoflami podsłyszałam pewnego (D) dziadka, który targował się ze (S)sprzedawcą:
(D) panie, policz pan te jabłka po znajomoci.
(S)jak po znajomości, to 6 zł
(D)panie, bo do pierwszego mam daleko.
(S)no to 6 zł
(D)panie, to dla mojej chorej nieboszczki...


Słuchając to, przystraganowa starszyzna podniosła wrzawę:
Ale jak to? To chora, czy nieboszczka?
I wywiązały się dywagacje o zemście NFZtu, cudownych ozdrowieniach, że nieboszczka, ale jeszcze chora, więc nie do końca nieboszczka...
Więc ja się pytam po raz kolejny, jak tu żyć, gdy chore nieboszczki stąpają po świecie żywych?
Toż to strach wyjść. Idziesz na bazar, po przysłowiowe skarpetki od ruskich, a za tobą staje nieboszczka. Ba! chora nieboszczka.
A co w przypadku, jakby nagle zachciało jej się zejść z tego świata? Co dzwonisz po pogotowie i mówisz, że nieboszczka umiera? Jak jej pomóc, jak przeprowadzić resuscytację?
Powinni wydawać podręczniki pierwszej pomocy nieboszczykom...
We wtorek udaję się na DUŻY rynek, aż strach pomyśleć, na co tam się napotkam..


wtorek, 23 lipca 2013

Głodna dziewica.


Natalia Oreiro opowiadając na swoim blogu o Pieskiej Niewoli, nie ma możliwości dostrzeżenia pozytywnych niuansów tego niewielkiego miasta. Wszak rozumiem ją doskonale, że panuje tutaj ciemnogród, umysłowe średniowiecze i MOCHERPOWER zwłaszcza pod Samodzielnymi Publicznymi Zespołami Opieki Zdrowotnej. Ale zdarzają się wyjątki. Ostatni i czasy mam okazje dość często odwiedzać w/w przybytki. Nie łatwe jest życie niewinnego dziewczęcia, które na różne sposoby musi sobie poradzić, by przetrwać okres poszukiwań interesującego zajęcia, jak najbardziej dochodowego.
Stojąc dziś raniutko pod takim SPZOZem, zaklepawszy sobie kolejkę za mile wyglądającą starszą panią, udałam się do okolicznego sklepu po bułkę i popitkę. Wróciwszy, rozsiadłam się na pustej o dziwo ławeczce. Dopiero po chwili do moich zmysłów doszło, dlaczego ta jedna, jedyna ławeczka jest wolna. Rejonowe żulki i stacze kolejkowi, którzy już od godziny 5.00 A.M. zaczynają dzień od tzw. trąbienia  hejnału tak wylali ławkowy trawniczek swoimi urynalnymi perfumami, że nawet COCO No.5 nie dałaby rady z wiadrem swoich pachnideł. Wracając do bułki i popitki, po pierwszym kęsie, poczułam, o co kaman. Ale w maja stronę podążała wcześniej wspomniana starsza pani. Idzie, idzie, no dobra, bardzo powoli idzie. Idzie tak, jakby prawie stała, ale szła. A że się zaczęła uśmiechać, widziałam, że zaraz zacznie ruszać otworem gębowym, tym samym przeszkadzając mi w zrobieniu ogromnego kęsa, gdyż już byłam bardzo, bardzo głodna. Nie chciałam być gburowata, gdyż starsza pani miała mnie zapamiętać i tym samym zaklepać kolejkę, abym mogła iść do sklepu po bułkę. Więc już się wgryzam prawie, czuję jej zapach, kiszki marsza grają, a starsza pani wreszcie mówi: "o, dziewica zgłodniała??"  Hahahahaha! Sobie myślę, cholera, przesłyszało mi się. Ale nie. Dobrze słyszałam. Prawie zjadłam foliówkę, tak mnie to rozbawiło. Oczyma tylko pokazałam, że pani ma racje, Że dziewica jak najbardziej zgłodniała i wgryzłam się szybko, żeby nie okazać rozbawienia. Przynajmniej kolejne 45 min czekania w kolejce zeszło mi w dobrym humorze. Nawet perfumy żulków rozsiane po ławkowym trawniku jakoś przestały być dokuczliwe! 
I nasuwa się pytanie, skoro zostałam porównana do dziewicy, może to znak! Od samego Ojca Rydzykusa. Tylko znak na co??

Znowu pokusiłam się i zaufałam wujkowi google. Wrzuciłam hasło: głodna dziewica. Najlepsze oczywiście poniżej. Aż się prosi, żeby Pierwsza Żona Natalii zrobiła kolaż! 




Natalio, jakby zawiewało Twoją podobizną ??




poniedziałek, 22 lipca 2013

Więcej Tarantin?

Ciekawość wzięła górę. Musiałam sprawdzić ile jest  Tarantin, które są Tarantinami właściwymi, a które nie.
Wracając do początków... Natalia Oreiro wymyśliła kiedyś Tarantinę na cześć mojego dorywczego zajęcia, jakim było zasiadywanie za kontuarem i wydawanie kaset VHS oraz płyt DVD za niewielką opłatą. Wyjaśnię, gdyż w dobie torrentów i filmów on-line, nie wszyscy mogą pamiętać.. Kiedyś to się nazywało wypożyczalnią kaset i płyt. Taka wideoteka.
Będąc niewinnym dziewczęciem spędzałam długie godziny przed odtwarzaczem w pracy, jak i po godzinach. A że owa wideoteka znajdowała się przy najruchliwszej ulicy niewielkiego miasta, które Natalia nazwała "Pieską Niewolą", zdobyłam tym samym rejonowe przezwisko - lesba od DVD. Tak więc byłam rejonową lesbą od DVD. Zawsze mnie to śmieszyło.
Oreiro wylansowała w innym Wielkim mieście moją osobę, jako Tantinę! I chwała jej za to!

Ale to by nic nie wyjaśniało i było by tendencyjną historyjką drobnomieszczanki... więc ubarwię ją, przedstawiając fakty.

Przeglądając właśnie google w poszukiwaniu Tarantin, natknęłam się na kilka restauracyjek w Helmutowni, i....



... na Tarantinę z IZRAELA! W dodatku na cztery Tarntiny na raz!
Szkoda, że tłumacz arabskiego jest dość słaby i więcej info prócz tego, że  koncertują w Jerozolimie i grajają uwaga: "skałę", nie znalazłam. Ale zachęcam do posłuchania.

  

Panie prezentują się wybornie!

Więcej Tarantin nie znam, nie pamiętam i nigdy z owymi nie obcowałam.

Testing

raz, dwa, raz, dwa... próba mikrofonu.

Rykarda Parasol na LDZ ALTERNATYWA 2013

The biut.

Oreiro długo mnie namawiała, aż chyba namówiła.
Przy tym, szukając inspiracji na grafikę w googlach, napotykałam same ciekawostki. Kasy fiskalne i napalone panie,oblewające się bliżej nieokreśloną płynna substancją.

Będzie się działo, ortograficznie też. Taki zbok ze mnie, że jak mi się nie podkreśli, przyjmuję, że tak ma być.

Do dzieła.