Wybieram Biedrę znajdującą się w centrum miasta.
Tak, przyznaję się, jestem biedna.
Jak to świętej pamięci pan K zasłynął wypowiedzią, że sklepy te są dla najuboższych i najbiedniejszych. Chodzę tam i tak samo jak Pan K kupuję ten słynny koszyk pana K!
Ale nie o tym rozprawiać mam zamiar. Jeszcze nie teraz.
Jakoby dżeronimo, które jest prawowitym właścicielem mojej ulubionej Biedry, prężnie się rozwija, prosperuje, a ludziom dookoła żyje się lepiej, przed wejściem zaszły zmiany.
Zmiany te oto polegały na tym, że usunięto wielka wiatę z jeszcze większymi koszykami z którymi ledwo się można było przecisnąć między regałami.
By żyło się lepiej.
W miejscu tym wydzielono 4 miejsca parkingowe, całkiem praktyczne, z czego 1 dla osób niepełnosprawnych. Super. Biedra robi wszystko, by żyło się lepiej!
Klientela, choć z miasta niewielkiego, ale z tradycjami, niekoniecznie chyba respektuje ten przywilej. Można by powiedzieć szczęście w nieszczęściu. Miejsce parkingowe dla niepełnosprawnych przed sklepem, gdzie udajemy się, by żyło się lepiej.
Niestety zajęte przez jakiegoś gbura i prostaka.
Któremu nie chce się iść dokładnie 30m dalej, by zapakować swoje pakunki i czuć, że żyje mu się lepiej. Stąd mój pomysł, aby reaktywować obywatelski obowiązek i karać mniej, bądź bardziej dokuczliwie tych, którzy sprawiają, że pomimo wszystkich pozytywnych intencji niektórym wcale nie żyje się lepiej.
Kiedyś zakupiłam w pewnej drukarni całkiem sporą kolekcję naklejek o specyfikacji bardzo uprzykrzającej życie.
Poluję i uprzykrzam.
Uwierzcie mi, drukarnia zrobiła świetną robotę. Nie sposób
zdrapać bez ciepłej wody, gąbki i kilku mile spędzonych chwil na drapaniu.
Szkoda, że pod Biedrą wystawać nie da się cały dzień. Z racji tego, że
bez pracy jestem od chwili coraz dłuższej, to zakupy trzeba ograniczać i zimno
na dworze.
Ale wracając.
W dniu dzisiejszym, by żyło mi się lepiej, zaszalałam
i nabyłam krewetki. Ubogi też ma wyrafinowane smaki. Smaki z biedry… Upolowałam
delikwenta. Więc szybka akcja, niczym Adamiakowa…
… torebka – ciach…
… suwak – ciach…
… nalepka – ciach, ciach, ciach, się odkleić nie chciała,
chłopaki nie pomyśleli o ułatwieniu, ciach…
…. Pucu, pucu szyba – ciach…
… jeszcze tylko docisnąć, żeby pęcherzyki powietrza nie
ułatwiły zdrapywanka – ciach!
Gotowe!
Z duma pomknęłam po owe krewety kukając, czy delikwent podchodzący
do swojej dorożki dojrzy… i nie dojrzał. No wyjechał perfidnie niewzruszony
ze sporą wlepką na wysokości narządu wzroku. I nic.
Zawiodłam się, ale nie mam zamiaru się poddawać. Zamówię większe,
może mniej wulgarne. Może.
Jutro z samego rana interwiew w mieście uważanym przez większość ludności
naszego kraju, jako największe miasto studenckie.