poniedziałek, 18 listopada 2013

Karny "K" za złe parkowanie.

Ostatnio mam nowe hobby.
Wybieram Biedrę znajdującą się w centrum miasta.
Tak, przyznaję się, jestem biedna.
Jak to świętej pamięci pan K zasłynął wypowiedzią, że sklepy te są dla najuboższych i najbiedniejszych. Chodzę tam i tak samo jak Pan K kupuję ten słynny koszyk pana K!
Ale nie o tym rozprawiać mam zamiar. Jeszcze nie teraz.
Jakoby dżeronimo, które jest prawowitym właścicielem mojej ulubionej Biedry, prężnie się rozwija, prosperuje, a ludziom dookoła żyje się lepiej, przed wejściem zaszły zmiany.
Zmiany te oto polegały na tym, że usunięto wielka wiatę z jeszcze większymi koszykami z którymi ledwo się można było przecisnąć między regałami.
By żyło się lepiej.
W miejscu tym wydzielono 4 miejsca parkingowe, całkiem praktyczne, z czego 1 dla osób niepełnosprawnych. Super. Biedra robi wszystko, by żyło się lepiej!
Klientela, choć z miasta niewielkiego, ale z tradycjami, niekoniecznie chyba respektuje ten przywilej. Można by powiedzieć szczęście w nieszczęściu. Miejsce parkingowe dla niepełnosprawnych przed sklepem, gdzie udajemy się, by żyło się lepiej.
Niestety zajęte przez jakiegoś gbura i prostaka.
Któremu nie chce się iść dokładnie 30m dalej, by zapakować swoje pakunki i czuć, że żyje mu się lepiej. Stąd mój pomysł, aby reaktywować obywatelski obowiązek i karać mniej, bądź  bardziej dokuczliwie tych, którzy sprawiają, że pomimo wszystkich pozytywnych intencji niektórym wcale nie żyje się lepiej.
Kiedyś zakupiłam w pewnej drukarni całkiem sporą kolekcję naklejek o specyfikacji bardzo uprzykrzającej życie.
Poluję i uprzykrzam.




Uwierzcie mi, drukarnia zrobiła świetną robotę. Nie sposób zdrapać bez ciepłej wody, gąbki i kilku mile spędzonych chwil na drapaniu.
Szkoda, że pod Biedrą wystawać nie da się cały dzień. Z racji tego, że bez pracy jestem od chwili coraz dłuższej, to zakupy trzeba ograniczać i zimno na dworze.
Ale wracając. 
W dniu dzisiejszym, by żyło mi się lepiej, zaszalałam i nabyłam krewetki. Ubogi też ma wyrafinowane smaki. Smaki z biedry… Upolowałam delikwenta. Więc szybka akcja, niczym Adamiakowa…
… torebka – ciach…
… suwak – ciach…
… nalepka – ciach, ciach, ciach, się odkleić nie chciała, chłopaki nie pomyśleli o ułatwieniu, ciach…
…. Pucu, pucu szyba – ciach…
… jeszcze tylko docisnąć, żeby pęcherzyki powietrza nie ułatwiły zdrapywanka – ciach!
Gotowe!
Z duma pomknęłam po owe krewety kukając, czy delikwent podchodzący do swojej dorożki dojrzy… i nie dojrzał. No wyjechał perfidnie niewzruszony ze sporą wlepką na wysokości narządu wzroku. I nic.
Zawiodłam się, ale nie mam zamiaru się poddawać. Zamówię większe, może mniej wulgarne. Może.

Jutro z samego rana interwiew w mieście uważanym przez większość ludności naszego kraju, jako największe miasto studenckie.

poniedziałek, 11 listopada 2013

Listopad i lodówka.

Lepsza Połówka otworzyła jedno z dwojga oczu i z ulgą dotknęła mojej stopy. Wyznaje, że w nocy wystraszyła się dziecka z lodówki.
Po chwili otwiera drugie z dwojga oczu. Nieco zaklajstrowane. Ale już radośniejsze niż poprzednie.
Przed nami została jeszcze jedna noc...


A tak oto radosne mewy dryfują po listopadowym morzu Bałtyckim.
 
 
Listopadowe mewy.