Tak ścierpnięta nie byłam od wieków!
Gniecie mnie wszędzie!
Każdy mięsień związany z siedzeniem i leżeniem.
Cały tył Tarantiny właściwej!
….i wtedy Lepsza Połówka pchała mnie na wózku inwalidzkim po
jakimś nie najładniej pachnącym, półokrągłym korytarzu. Gdyby nie
wczesnopołudniowe godziny i światłocienie, jakie dostawały się przez okna, pomyślałam
bym, że znajduje się w miejscu owładniętym szaleństwem, rodem z horroru o psychiatrycznych
konotacjach z kaftanem bezpieczeństwa w tle.
Dodatkowo moje doznania potęgowało kwiczące, flakowate
ogumienie owego wózka, które z każdym obrotem koła brzmiały jak przesadnie
zaciśnięte pasy, skórzane pasy, na odnóżach pacjentów. Oczywiście wszystko w
trosce o ich/nasze bezpieczeństwo.
Tyłek zapadał mi się jak w dziurawym materacu.
Cała drżałam.
Albo z powodu, z którego się tutaj znalazłam, albo ot tak,
dla zasady szpitalnej.
Niepewność ogarniała mnie jeszcze bardziej.
Dotarłyśmy do strefy
wind.
W jednej z nich, swój upust frustracji zostawiono na wewnętrznych drzwiach.
Osobą tą musiały targać zimno pastelowe emocje.
Poprawiły nam się humory.
Cóż za finezja, smak i wyczucie
sytuacji!
Kilka godzin później dostałam na kończynę dolną nowiusieńkie,
ekstrawaganckie obuwie!
Wykonane i zaprojektowane specjalnie dla mnie.
Prawdopodobnie
wyprofilowane tak, aby pasowało tylko na Tarantinową kończynę! Obuwie, jest z
kolekcji jesień-wiosna! Ma wywietrznik w miejscu palców, aby nadmiar ciepła
mógł bez przeszkód wydostać się, nie powodując efektu piekarnika. Część łydkowa
wyściełana watoliną, zapobiegającą odgnieceniu się, np. w długich godzinach
spędzonych na leżeniu lub podpieraniu kończyny.
I kolor taki modny, biały….