wtorek, 18 listopada 2014

Ci.



Właśnie sobie uświadomiłam, że odkąd mieszkamy razem, wszystko, co robię, nie robię dla siebie, dla nas, tylko dla Ci.
Ci jest chyba nowym mieszkańcem. Dla Ci gotuje zupę po nocach, wiercę dziury w ścianach, szpachluję, kłuje i maluje. Dla Ci chce mi się słaniać na nogach.

piątek, 31 października 2014

Nowy rozdział.

I się stało…. Nawet minęło trochę czasu, odrobina stagnacji wdała się w Nasze życie…
Generalnie sprawa wygląda tak: Wyprowadziłam się. 
Najczarniejszy scenariusz Ojców i Matek, założycieli mojej małej Rodziny, ziścił się.
Przechodzę właśnie etap smutków i żali…. Ale…
W nowym miejscu przechodziłyśmy przez etap remontówki, meblowania, aż do ….. meblowania i to pewnie jeszcze przez długi, długi czas.
Męczące okres jeszcze nie minął.. Nie ma czasu dla siebie, ale i nie ma czasu, żeby zebrać się w kupę i podopinać to i owo….
Z ciekawszych rzeczy, jakie spotkały nas, przy okazji jednych z zakupów w znanej sieci sklepów, gdzie wszystko trzeba sobie złożyć samemu, pewna starsza pani, wyglądająca jak matrona wyraziła się nad wyraz nieparlamentarnie w stosunku do mojej osoby na oczach i uszach tłumy ludzików.
Wyglądało to tak, że wchodząc do sklepu od strony gastronomicznej, ( bo sieciówka owa funduje swojej wygłodniałej klienteli ciepłe psy po zecie) zauważyłam ową matronę z pieskiem na łańcuszku. Wszechmocna OCHRONA złożona z emerytowanych kombatantów i chuderlaka w za dużej koszuli bacznie przyglądała się temu zjawisku. Że, jak, że ciepłe psy serwowane klienteli, a tutaj pies na łańcuszku chodzi o własnych siłach???
Nie mogłam zostawić tego bez komentarza, więc przechodząc obok zapytałam grzecznie, ciekawe, co się stanie jak pieskowi zachce się kupkę?
Matrona jak na rozkaz od razu wypaliła, że narobi mi na głowę??? WTF???
Oczy miałam chyba ze zdziwienia większe niż wiaderka, które można było kupić w promocji!
Słucham?
To chyba je pani oddam – rzeknęłam, odwracając się i oddając owczemu pędowi w kierunku wyjścia do głównego holu.
I nie uwierzycie, co usłyszałam. Matrona głośno i bardzo wyraźnie, jakby całe życie brała udział w zajęciach logopedystycznych, odpowiedziała S.P.I.E.R.D.A.L.A.J!!!
Tym razem nie tylko oczy miałam, jak wiaderka z promocji, ale szczęka opadła mi jak na wystawie schodów! I tej matronie prosto i jeszcze głośniej w twarzą, jak pani nie wstyd, kobieta, taka dojrzała, powinna świecić przykładem, a tutaj taki brak kultury…. To wyzwała mnie od starej panny….
Pytałam później mojej Lepszej Połówki, czy widać, żem stara panna? Wszak 3ki z przodu jeszcze mam, ale siwieję na potęgę…
Tak mnie oto nowa społeczność ugościła w pierwszych dniach w tym CUDOWNYM mieście….
Ale to już sprawozdanie na inny dzień.

poniedziałek, 8 września 2014

Wielki "come back" do historyji szpitalno-przychodniowych, czyli DUPA I CH*J.

Tak ścierpnięta nie byłam od wieków!
Gniecie mnie wszędzie!
Każdy mięsień związany z siedzeniem i leżeniem.
Cały tył Tarantiny właściwej!

….i wtedy Lepsza Połówka pchała mnie na wózku inwalidzkim po jakimś nie najładniej pachnącym, półokrągłym korytarzu. Gdyby nie wczesnopołudniowe godziny i światłocienie, jakie dostawały się przez okna, pomyślałam bym, że znajduje się w miejscu owładniętym szaleństwem, rodem z horroru o psychiatrycznych konotacjach z kaftanem bezpieczeństwa w tle.

Dodatkowo moje doznania potęgowało kwiczące, flakowate ogumienie owego wózka, które z każdym obrotem koła brzmiały jak przesadnie zaciśnięte pasy, skórzane pasy, na odnóżach pacjentów. Oczywiście wszystko w trosce o ich/nasze bezpieczeństwo. 

Tyłek zapadał mi się jak w dziurawym materacu.
Cała drżałam. 

Albo z powodu, z którego się tutaj znalazłam, albo ot tak, dla zasady szpitalnej.

Niepewność ogarniała mnie jeszcze bardziej.

Dotarłyśmy do strefy wind. 
W jednej z nich, swój upust frustracji zostawiono na wewnętrznych drzwiach. Osobą tą musiały targać zimno pastelowe emocje.
Poprawiły nam się humory.



Cóż za finezja, smak i wyczucie sytuacji!

Kilka godzin później dostałam na kończynę dolną nowiusieńkie, ekstrawaganckie obuwie! 
Wykonane i zaprojektowane specjalnie dla mnie. 
Prawdopodobnie wyprofilowane tak, aby pasowało tylko na Tarantinową kończynę! Obuwie, jest z kolekcji jesień-wiosna! Ma wywietrznik w miejscu palców, aby nadmiar ciepła mógł bez przeszkód wydostać się, nie powodując efektu piekarnika. Część łydkowa wyściełana watoliną, zapobiegającą odgnieceniu się, np. w długich godzinach spędzonych na leżeniu lub podpieraniu kończyny.

I kolor taki modny, biały….

czwartek, 21 sierpnia 2014

Turek w gotowości.

Wracając dziś z pracy, jak zawsze raczyłam się latami '80 w radiu VOX. 
Nagle, na środku, prawie autostrady, prawie trasy szybkiego ruchu, wyłania się niewiasta z brystolem i  wymalowanym ma czarno napisem WROCŁAW. 
Zatrzymałam się, myśląc, iż owa niewiasta na pewno zmarzła i potrzebuje pomocy. 
A kto, jak nie ja, jest skory pierwszej pomocy niewiastom?
Ochoczo ruszyłam. 
Na wstecznym.
Pod prąd.
Żyję, dojechałam cała. 
Podrzuciłam niewiastę na wylotówkę na Wrocław i tak zajęta rozmową, nie zwróciłam uwagi, że za mną nadjechał inny samochód. Niewiasta wypakowała się z mojego małego czołgu, na końcu wręczyłam jej banana, który został mi od śniadania. Taka bananowa komitywa jajnikowa.
Trochę zmaltretowany, ale niewiasta się bardzo ucieszyła. Podałam jej brystol z napisem WROCŁAW i okazuje się, że ni to umyślnie, ni to nieświadomie, zatrzymałam jej transport prosto do samego Wrocka! 
I tak pożegnałam niewiastę z bananem z biedronki.

Niewiasta charakteryzowała się szeroka wiedzą geograficzną, etnologiczną oraz cechowała się wysokimi umiejętnościami przetrwania w trudnych warunkach. Od lat licealnych bowiem uprawia AUTOSTOPING po krajach europy.
Wśród kilku historyji, jakie miała okazje mi opowiedzieć, znajdowała się opowieść o Turku. 
Turek był kierowcą tzw. tira. 
Zabrał kolegę niewiasty stopem, gdzieś w głąb europy zachodniej. Bajer polegał na tym, że Turek, jak i kolega jechali w tym samym kierunku, lecz Turek musiał zrobić obowiązkową pauzę. Dogadali się, to na migi, to w języku starożytnych Indian, że kolega poczeka z kierowcą, rozbije posłanie do spania przed pojazdem. 
Tak też zrobił. 
Ułożył się do snu, na ziemi, przed wielkim tirem i nawet zasnął. Aż usłyszał jakieś szelesty. Niby śpi na ziemi, w szczelnym śpiworze, a coś się na niego pcha! Po chwili, oczy gdy oczy nabierały ostrości, dojrzał, że Turek jest obok niego.
Nagi!
W "gotowości".
Niestety zakończenia tej historii się nie dowiedziałam... czy ktoś oberwał, czy żyli długo i szczęśliwie.
Podziwiam tę młodą niewiastę. Pełen szacun za odwagę.
Ja wolę pozostać przy swojej Lepszej Połówce!

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Szczekolada.


Gdzie się nie obejrzę widzę same otyłe dzieci.

Normalnie jakieś pokolenie hłamburgera i coli z biedry.

Nie dość, że ledwo się toczy, a ma zaledwie około 6 lat, a już ojciec biegnie
z ciepłym psem, którego specyficzna woń roztacza się dookoła, by zatkać dzioba swojej wrzeszczącej ptaszynie…  no ludzie miejcie litość nad swoim potomstwem…

Między innymi pod hasłem „śmieci” spędziłam swój pierwszy w życiu dwutygodniowy urlop.

Wszędzie śmieci, wszędzie śmieciowe jedzenie i otyłe dzieciory.

I biedrona… już nigdy nie będzie taka sama… polak, specjalnie pisany małą literą, niestety… kolejny raz wcisnął swoje niemyte racice w skarpety i sandały. Sklep wyglądał, jakby szarańcza z ostrymi pazurami przewinęła się zostawiając za sobą zgliszcza i ruinę. Brak szacunku i poszanowania dla czyjejś pracy.



Ale żeby tylko nie narzekać, muszę powiedzieć, że odpoczęłam. W zasadzie odpoczęłyśmy wspólnie z Lepszą Połówką! W końcu od tego jest urlop. 


I nawet zapragnęłam powiększyć sobie dotychczasowy tatuaż. 

A z pamiątek prócz wyciągu z konta, wchłoniętych dwóch pozycji czytelniczych zostaje jeszcze SZCZEKOLADA!
Goooooootowana, gorąca kuuukuuurydza, orzeszki w karmelu, rogale szczekoladą!

poniedziałek, 2 czerwca 2014

KRYPTONIM TĘSKNOTA. A pod nim Frustracja przez duże „F” i ostre słowa krytyki!

Nie, żebym się chełpiła, ale ostatnio żyje mi się nieźle.
Na pracę na razie nie narzekam, na relacje z Lepszą Połówka tym bardziej.. może na brak siły na bardziej urozmaicone Życie Towarzyskie.

Sezon letni rozpoczął się maratonami weselnymi całkiem obcych mi ludzi. Jedno z trzech już zaliczone! I w dodatku udane! Obtańczone, objedzone, opite i z souvenirami!
Wyglądałam ponoć uroczo! Aż zapragłam, tak zapragłam, sukienusi na lato, żebym miała lepszą wentylację!



Tęsknię za Panna Vlk. Nie ma czasu, żeby na spokojnie napić się Earl Graya, kiedy jej miauczki pójdą już spać. I jeść tradycyjną krewetkę z kuskusem
i żółtym serem w polewie czosnkowej. I jej wieczorki taneczne. Też tęsknię za nimi!


Tęsknię też za siłami witalnymi. Jakoś brakuje mi ich w ostatnim czasie…


Tęsknię też za ogródkami piwnymi w moim niedużym mieście, które zostały zlikwidowane kilka lat wstecz na cześć chińskiego centrum z duperelami
i innymi pierdołami za 2 i więcej złotych. Jak nie pijam alkoholu niskoprocentowego bez okazji, tak napiła bym się.
Z pół szklaneczki, wsłuchując się w gwar tubylców.
Zwłaszcza w sobotę. Wtedy najwięcej zakupowiczów wraca z rynku
z tradycyjnymi torbami kraciastymi z juty.
Lubię jutę.
Miło szeleści i przypomina mi zapach chleba z dzieciństwa.


Tęsknię za jędrnymi pośladkami! Za fantazjami, na które nie mogłam sobie nigdy pozwolić!


Tęsknię za umiejętnością nie spania dwóch dób.


Tęsknie za beztroskimi wakacjami, kiedy martwiłam się, że braknie mi kasy na koncie w tel. i nie będę miała sposobności spiknięcia się ze znajomymi z jakiegoś zadupia.


Tęsknię za swoimi byłymi. Nie wiem, czemu, ale tęsknię. Na swój sposób podobały mi się, skoro coś mnie z nimi łączyło.


Tęsknię za swoją spontanicznością! A może bardziej pewnego rodzaju lekkomyślnością w pewnych kwestiach!


Tęsknie za nowymi znajomościami. Ot tak. Bez zobowiązań.


Tęsknie za agrestem!


A teraz trochę ostrzej, bo to, co ja widzę i słyszę swoimi prywatnymi oczyma wzbudza we mnie obrzydzenie i nie chęć!


Wkurzyłam się tym, że kościół zaczyna się wpieprzać nawet w służbę zdrowia. Nie wypowiadałam się pochlebnie na jego temat, ale teraz to już przesada!

Nigdy nie lubiłam tych zakłamanych wilków w owczych skórach! I teraz jeszcze to! Konowały poleciały na tę całą jasną górę w imię…, czego? boga? Czyjego? boga $ ?
Wiem, że zakonnice nie są winne, lubię je, zawsze ciekawa byłam, jaką bieliznę zakładają pod te drapiące habity. Ale jak je widywałam, a trochę zabobonna jestem, tak dla hecy, plułam przez lewe ramie, a teraz mam ochotę prosto przed nie.

Kraj głupców i chciwców! Hipokryci i degeneraci! 


PIEPRZE kościół, PIEPRZE KATOLIKÓW usilnie wchodzących z buciorami
w życie innych i pierdolących, ile dobra niesie za sobą kościół. Gówno i kupa!

Kościół to ściema dla ubogich umysłowo! 


Kiedyś wiara nadawała ludziom jakiś sens życia. Człowiek taki burak pastewny i w coś musi wierzyć, w boga, w karmę, w allaha czy w dżina z lampy. 


Teraz wiara rządzi człowiekiem i go wykorzystuje. A w zasadzie manipulatorzy, który krzewią wiarę w ludziach. Wierzysz w boga? Uprawiaj seks i mnóż się jak surikatki! Bo antykoncepcja to droga do piekła. Wierzysz w boga i nie możesz mieć dzieci? Módl się. I tylko módl się. I pamiętaj, jakbyś tylko pomyślał o in vitro – ZGRZESZYSZ ciężko! Dzieci z probówki to małe szatanki.

Masz problemy hormonalne, zanikł ci okres, twoje ciało zaczyna wariować… hormony w tabletkach anty ustabilizowałyby twój organizm, ale skąd je wziąć? Skoro jeden z konowałów w twojej okolicy poleciał podpisać durny akt wiary na jasnej górze i musisz szukać pomocy gdzieś indziej.

A jak księżulek wali wiadomo, co pod sutanną, to nie grzeszy? Jak przyszłe dzieci idą w dywan? Ano tak, księżulkowie nie mogą mieć OFICJALNIE dzieci. W ogóle, o czym ja myślę? Przecież oni nie mają popędu!

Nie pamiętam, który z pseudo polityków się wypowiedział w ten sposób, ale popieram go i przytoczę jego słowa: „… wjeżdżając do szpitala lekarz będzie nas witał z kropidłem…”.

I bądź tutaj tolerancyjny… homo-źle, rozwiązłość-źle, prezerwatywy-źle, dzieci z probówki-źle.
A ponoć wszystkie dzieci są nasze!
Wszystkie dzieci kocha bóg.
Ale nie Ciebie Natalko, ty jesteś z probówki. Nie jesteś poczęta z miłości, zostaniesz pochowana na niepoświęconej ziemi. Nie to, co Stefanek z gwałtu, czy Agatka, jedna z trzynaściorga rodzeństwa. Bo ksiądz kazał płodzić nowych wiernych. 

Jeszcze inny fanatycy za mord na niewiernych obiecują dziewice w niebie!
I rozdają granaty kieszonkowe, w końcu niewiernych Tomaszów jest dookoła pełno. W sumie, mogliby się eliminować wzajemnie, nie dość, że utylizuje niewiernego, to jeszcze gdyby był to zwolennik antykoncepcji, albo dziecko
z probówki, dwóch bogów uszczęśliwionych jednocześnie!

Drodzy czytelnicy i ty Sabo! Nie idźcie tą drogą!

Dżinie z lampy, wskaż temu ciemnogrodowi światłość! W nauce, uczynności! Niech jasność umysłu spłynie na każdego, kto dostrzega, że jednak coś do tej pory było nie tak!

No musiałam się upublicznić ze swoim zdaniem! MUSIAŁAM!